niedziela, 9 września 2012

Drakuun: Rise of the Dragon Princess 1



Autor: Johji Manabe

Język: polski
Tomów: 2 zeszyty wydane
Wydawnictwo: TM-Semic
Format: 167 x 259 mm
Objętość: 80 stron
Oprawa: miękka
Papier: gazetowy
Cena: 7,50 zł
ISBN: 83-88064-57-6
Data wydania: 2000


Powiedzmy sobie szczerze, Drakuun jest komiksem starym. Johji Manabe pierwszy tom narysował w 1988 roku. Z prostego rachunku wynika, że dzieło jest już pełnoletnie, a nawet zbliża się do ćwierćwiecza. Dodatkową trudnością może być również dla polskiego czytelnika dostęp do komiksu, który został wydany u nas w 2000 roku.

Pierwszy z dwóch wydanych w Polsce zeszytów wprowadza nas w fabułę. Mamy Imperium, które walczy z mniejszymi państewkami, wybuchy, niszczyciele – ogólnie rzecz biorąc wojnę totalną. Zmuszony sytuacją Ledomian wysyła jako emisariusza do Imperatora, swoją wojowniczą księżniczkę Karulę. Tak rozpoczyna się przygoda (bo jest to komiks przygodowy), gdzie główne skrzypce gra Karula i ścigający ją wysłannicy Imperatora Gustawa.

„Jakim cudem komiks przygodowy trafił na karty tej strony, która traktować miała o naturze?” – zapytacie. Na dobrą sprawę odpowiedź jest bardzo prosta – przez antropomorfizm. Co prawda pierwotnie miałem się zająć wyłącznie komiksami o naturze samej w sobie, lecz tutaj kolejne postacie o ludzkich sylwetkach przyjmują powłokę zwierząt, np. Karula jest „smoczą księżniczką”, a Imperator Gustaw wielką, krótkowzroczną ośmiornicą. Praktycznie rzecz biorąc na kartach komiksu nie uświadczymy człowieka jako takiego, a jedynie jego mix z kolejnym stworzeniem. Podobnie jest z nacjami (szczególnie to widać w wojskach) – boswanie przedstawieni zostali jako ludzie-ryby, ledomianie (a zwłaszcza król i królewny) w spadku po smokach dostali rogi, a oddział Królewskiej Straży Granicznej składa się z dobrze umięśnionych, psowatych osobników.

Dodatkowym smaczkiem jest tutaj zestawienie technologii i zwierząt pociągowych (pewnie nie każdy na to zwrócił uwagę). Oto siły powietrzne Ledomianu podróżują na grzbietach ogromnych żuków, do których tułowia przyczepione są konstrukcje mogące pomieścić kilka kompanii. Mamy też działa czołgowe osadzone na wielkich, smokopodobnych jaszczurach. Tego typu połączenia są bardzo widowiskowe i warto czasem zawiesić wzrok na grafice. Tym bardziej, że format komiksu sprawia, że rysunki są wyraźne i można nacieszyć oko szczegółami.

Z drugiej natomiast strony, jest to komiks japoński. Trzeba więc przygotować się na „duże oczy”. Mnie to nie przeszkadza, tym bardziej, że sylwetki nie są za bardzo zniekształcone. Dużym też plusem, który cieszy moje oczy, jest płynność kadrów. Tłumacząc wprost – nie znajdziemy tutaj „kwadratowych” postaci, które z daleka rażą sztucznością postawy. Postacie poruszają się zgrabnie i naturalnie, o ile można tak powiedzieć o mixie człowiek-zwierze.

Myślę, że pomimo wieku, komiks się nie zestarzał. Sprytny zabieg antropomorfizacji postaci, łączenia technologii z naturą i wartka, wciągająca fabuła sprawiają, że po tych osiemdziesięciu stronach chce się więcej. Tym bardziej, że komiks kończy się w samym środku akcji. Jeśli będziecie mieli okazję zapoznać się z tym zeszytem – gorąco polecam!

Wolfer

P.S. Okładka dołączona do tego artykułu jest skanem mojego egzemplarza komiksu.

2 komentarze:

  1. cześć,
    chciałam kiedyś kupić tę mangę, bardzo lubię styl jakim jest narysowana :)

    bardzo fajna forma bloga,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Manga w tej chwili dostępna jest na allegro, więc jeśli nadal chcesz się zapoznać, to nic nie stoi na przeszkodzie.

    I dzięki. Miło wiedzieć, że się podoba ;]

    OdpowiedzUsuń