Autor: Johji Manabe
Język: polski
Tomów: 2 zeszyty wydane
Wydawnictwo: TM-Semic
Format: 167 x 259 mm
Objętość: 80 stron
Oprawa: miękka
Papier: gazetowy
Cena: 7,50 zł
ISBN: 83-88064-57-6
Data wydania: 2000
Powiedzmy sobie szczerze, Drakuun jest komiksem starym. Johji
Manabe pierwszy tom narysował w 1988 roku. Z prostego rachunku wynika, że
dzieło jest już pełnoletnie, a nawet zbliża się do ćwierćwiecza. Dodatkową
trudnością może być również dla polskiego czytelnika dostęp do komiksu, który
został wydany u nas w 2000 roku.
Pierwszy z dwóch wydanych w Polsce zeszytów wprowadza nas
w fabułę. Mamy Imperium, które walczy z mniejszymi państewkami, wybuchy,
niszczyciele – ogólnie rzecz biorąc wojnę totalną. Zmuszony sytuacją Ledomian
wysyła jako emisariusza do Imperatora, swoją wojowniczą księżniczkę Karulę. Tak
rozpoczyna się przygoda (bo jest to komiks przygodowy), gdzie główne skrzypce
gra Karula i ścigający ją wysłannicy Imperatora Gustawa.
„Jakim cudem komiks przygodowy trafił na karty tej
strony, która traktować miała o naturze?” – zapytacie. Na dobrą sprawę
odpowiedź jest bardzo prosta – przez antropomorfizm. Co prawda pierwotnie
miałem się zająć wyłącznie komiksami o naturze samej w sobie, lecz tutaj
kolejne postacie o ludzkich sylwetkach przyjmują powłokę zwierząt, np. Karula
jest „smoczą księżniczką”, a Imperator Gustaw wielką, krótkowzroczną
ośmiornicą. Praktycznie rzecz biorąc na kartach komiksu nie uświadczymy
człowieka jako takiego, a jedynie jego mix z kolejnym stworzeniem. Podobnie
jest z nacjami (szczególnie to widać w wojskach) – boswanie przedstawieni
zostali jako ludzie-ryby, ledomianie (a zwłaszcza król i królewny) w spadku po
smokach dostali rogi, a oddział Królewskiej Straży Granicznej składa się z
dobrze umięśnionych, psowatych osobników.
Dodatkowym smaczkiem jest tutaj zestawienie technologii i
zwierząt pociągowych (pewnie nie każdy na to zwrócił uwagę). Oto siły
powietrzne Ledomianu podróżują na grzbietach ogromnych żuków, do których tułowia
przyczepione są konstrukcje mogące pomieścić kilka kompanii. Mamy też działa
czołgowe osadzone na wielkich, smokopodobnych jaszczurach. Tego typu połączenia
są bardzo widowiskowe i warto czasem zawiesić wzrok na grafice. Tym bardziej,
że format komiksu sprawia, że rysunki są wyraźne i można nacieszyć oko
szczegółami.
Z drugiej natomiast strony, jest to komiks japoński.
Trzeba więc przygotować się na „duże oczy”. Mnie to nie przeszkadza, tym
bardziej, że sylwetki nie są za bardzo zniekształcone. Dużym też plusem, który
cieszy moje oczy, jest płynność kadrów. Tłumacząc wprost – nie znajdziemy tutaj
„kwadratowych” postaci, które z daleka rażą sztucznością postawy. Postacie
poruszają się zgrabnie i naturalnie, o ile można tak powiedzieć o mixie
człowiek-zwierze.
Myślę, że pomimo wieku, komiks się nie zestarzał. Sprytny
zabieg antropomorfizacji postaci, łączenia technologii z naturą i wartka,
wciągająca fabuła sprawiają, że po tych osiemdziesięciu stronach chce się
więcej. Tym bardziej, że komiks kończy się w samym środku akcji. Jeśli
będziecie mieli okazję zapoznać się z tym zeszytem – gorąco polecam!
Wolfer
P.S. Okładka dołączona do tego artykułu jest skanem mojego egzemplarza komiksu.
cześć,
OdpowiedzUsuńchciałam kiedyś kupić tę mangę, bardzo lubię styl jakim jest narysowana :)
bardzo fajna forma bloga,
pozdrawiam
Manga w tej chwili dostępna jest na allegro, więc jeśli nadal chcesz się zapoznać, to nic nie stoi na przeszkodzie.
OdpowiedzUsuńI dzięki. Miło wiedzieć, że się podoba ;]